Dla mnie to jest okay, dla ciebie to jest okay. Delikatny dotyk czy pyszny smakołyk nie wzmacniają strachu lecz go łagodzą
Wstawiam przetłumaczony na język polski artykuł autorstwa Patricii B. McConnell
Tłumaczenie: Agata Kochańska
Była pierwsza w nocy, a ja nie spałam. Burza przetaczała się nad naszym domem przez całą noc, a te ostatnie grzmoty były tak potężne, że obawiałam się, czy z okien nie wylecą szyby. Lassie, moja 14-letnia suczka border collie leżała obok mnie, ciężko dysząc. Jest prawie całkiem głucha, ale spadek ciśnienia, błyskawice i grzmoty wystarczyły, by wprowadzić ją w stan panicznego strachu.
Gdy tak razem leżałyśmy, gładziłam jej miękki stary łebek, myśląc o zasadzie, by nie pocieszać głaskaniem psa, który boi się burzy. Jak głosi powszechnie przyjęta mądrość, „nauczysz go w ten sposób bardziej się bać”. Jest z tą mądrością tylko jeden problem – to nieprawda.
Przez lata uczono nas, że próby uspokajania przestraszonych psów tylko powiększają ich strach. Jeśli myślimy o tym w prostych kategoriach bodźca i reakcji, sprawia to logiczne wrażenie. Pies słyszy grzmot, przybiega do ciebie, ty go głaszczesz. Voilà, właśnie wzmocniłeś u swojego psa reakcję przybiegania do ciebie, kiedy grzmi. A co gorsza, wzmocniłeś psią obawę przed burzą. Ale to tak nie działa. I zaraz wyjaśnię, dlaczego. Po pierwsze, choćbyś nie wiem ile głaskał swego psa, nie sprawisz w ten sposób, że dla tych pieszczot warto mu będzie wpadać w panikę. Strach tak samo nie jest zabawny dla psów, jak nie jest on zabawny dla ludzi. Funkcją strachu jest ostrzeganie o niebezpieczeństwie i sygnalizowanie, że konieczne jest podjęcie jakichś działań mających na celu uniknięcie niebezpieczeństwa i – tym samym – zniknięcie strachu.
Pomyśl o tym w ten sposób: Wyobraź sobie, że jesz właśnie lody, gdy nagle w środku nocy ktoś próbuje włamać się do twojego domu. Czy przyjemność związana z jedzeniem lodów „wzmocniłaby” twój strach tak, że przy następnej takiej okazji bałbyś się jeszcze bardziej? Myślę, że jeżeli już, to zadziałałoby to odwrotnie – mogłoby się zdarzyć tak, że jedzenie lodów podświadomie skojarzyłoby ci się z czymś nieprzyjemnym, budzącym niepokój. W każdym razie z całą pewnością twój strach przed włamywaczem nie zwiększy się z tego powodu, że kiedy po raz pierwszy doświadczyłeś próby włamania do własnego domu, właśnie zajadałeś sobie pyszne czekoladowo-kawowe ciasteczko karmelowe.
Jest też inny powód, dlaczego głaskanie bojącego się burzy psa nie pogłębi jego strachu. I pewnie nie zawadzi, jeśli weźmiesz głęboki oddech, zanim o tym powodzie przeczytasz. Badania nad psami bojącymi się burzy pokazują, że głaskanie nie zmniejsza poziomu stresu u głaskanego psa.* Jeśli nie zmniejsza ono poziomu stresu, jak może działać jako wzmocnienie? Zanim do mnie napiszesz o tym, jak twój pełen miłości dotyk magicznie uspokaja twego psa, zauważ, że (1) to nie ja robiłam badania, o których mowa; (2) moje własne psy przestają kręcić się i skomleć, kiedy głaszczę je podczas burzy; i wreszcie (3) nie obchodzi mnie, co mówią badania – gdy głaszczę psy podczas burzy, sama czuję się lepiej, nikomu nie wyrządza to krzywdy, więc i tak będę to dalej robić.
Badania nad stresem
Odkładając żarty na bok, warto chyba precyzyjnie sformułować, do jakich konkretnie wniosków wyżej wspomniane badania doprowadziły. Badacze mierzyli w nich poziom kortyzolu, czyli hormonu powiązanego ze stresem. Wykazali oni, że poziom kortyzolu nie obniżał się u psów głaskanych przez opiekunów podczas burzy. (Najbardziej istotnym czynnikiem wpływającym na obniżenie poziomu kortyzolu okazała się obecność innych psów.) Co ciekawe, inne badanie dotyczące więzi społecznych pokazało, że choć u ludzi wchodzących w interakcję z psami poziom kortyzolu opada, nie dzieje się tak w przypadku psów w tym samym kontekście.** Jednak w przypadku obu gatunków taka interakcja powodowała wzrost poziomu innych hormonów i neurotransmiterów, w tym oksytocyny, prolaktyny i beta-endorfiny – a więc substancji, które wiążą się z pozytywnymi odczuciami i tworzeniem się więzi z innymi osobnikami. Więc choć głaskanie psa podczas burzy nie powoduje obniżenia poziomu kortyzolu, może ono jednak powodować jakieś inne pozytywne skutki.
Po prostu nie jest możliwe, żeby głaskanie psa mogło wzmóc strach powodowany burzą. Ostrzeżenia, że szkodzisz psu, pocieszając go, przypominają mi takie porady z lat 30-tych i 40-tych ubiegłego stulecia, aby nie pocieszać przestraszonych dzieci, biorąc je na ręce i przytulając. Psychologowie dawno już odrzucili takie podejście, kiedy badania jasno wykazały, że rodzice, na których można liczyć w trudnych i przerażających chwilach, tworzą odważne i stabilne psychicznie dzieci, nie zaś dzieci bojaźliwe i od rodziców uzależnione.
Podejście klasyczne
Największą szkodą, jaką wyrządza przestarzała porada “Nie pocieszaj psa głaskaniem” nie wiąże się z problemem strachu przed burzą, ale z pułapkami, na jakie napotykają próby objaśnienia klasycznego przeciwwarunkowania. Klasyczne przeciwwarunkowanie może być niezwykle skuteczną metodą zmiany zachowania, bo zmienia ono przede wszystkim emocje, jakie napędzają zachowanie. Takim typowym przykładem w terapii psich zachowań problemowych jest sytuacja, gdy w przypadku psa obawiającego się obcych ludzi prosimy przychodzących do domu gości o rzucanie psu smakołyków. Nietrudno zgadnąć, iż wielu klientów pytało mnie „Ale czy dawanie psu smakołyków wtedy, gdy szczeka i warczy, nie pogorszy tylko jego zachowania? Czy nie wzmocni ono właśnie warczenia i szczekania?”. Odpowiedź brzmi: nie, nie pogorszy, jeśli psie zachowanie napędzane jest strachem. Pamiętaj, strach to żadna przyjemność i kilka kąsków jedzenia, choćby nie wiem jak pysznego, nie przeważy przemożnego dążenia mózgu zwierzęcia, by tego strachu uniknąć.
Rzucanie smakołyków (lub zabawek) lękliwemu psu może nauczyć go skojarzenia, iż nadchodzący obcy ludzie oznaczają dla niego dobre rzeczy, pod warunkiem, że smakołyki są naprawdę pyszne, a człowiek jest wystarczająco daleko od psa, by go nie przerazić. Klasyczne przeciwwarunkowanie jest jednym z najważniejszych narzędzi w zestawie psiego szkoleniowca czy behawiorysty, ale czasem trudno przekonać ludzi do jego stosowania. Ludzie odbierają to jako nagradzanie niepożądanego zachowania i w naszym zorientowanym na karę społeczeństwie, w którym wciąż ton nadaje wiecznie żywe hasło „Musisz zdominować swojego psa” trudno im się do takiej techniki przekonać. Jednak to właśnie tę technikę zastosowałam wiele lat temu w rehabilitacji strachu przed burzą u mojej suczki border collie o imieniu Pippy Tay.
Burzowe smakołyki
Za każdym razem, gdy zapowiadała się burza, wybiegałyśmy z Pippy na dwór i bawiłyśmy się piłką. Pippy uwielbiała zabawy z piłką, a ja chciałam, żeby skojarzyła sobie radość aportowania ze spadkiem ciśnienia atmosferycznego. Gdy tylko burza już rzeczywiście nadciągnęła, chowałyśmy się w domu, a ja dawałam jej kawałek mięska za każdym razem, gdy rozlegał się grzmot, niezależnie od tego, jak sunia się zachowywała. Nie przejmowałam się jej zachowaniem, skupiałam się na emocjach, które to zachowanie powodowały. Skojarzyłam nawet grzmoty z sygnałem głosowym. „Ojej, Pippy, dostajesz burzowe smakołyki!” mówiłam za każdym razem, gdy słyszałyśmy przewalający się grzmot. No cóż, o trzeciej nad ranem te słowa wydobywały mi się z ust przez zaciśnięte zęby. Jednak przez dwa kolejne sezony letnie świergotałam psu o burzowych smakołykach, otwierałam szufladę nocnej szafki i po każdym grzmocie dawałam Pippy coś pysznego. Pod koniec lata Pip przestała drapać mi twarz w panicznych próbach schowania się przed burzą w moich ustach. Zaczęła przesypiać średnio gwałtowne burze, nie budząc się nawet, by domagać się smakołyków, gdy przetaczał się grzmot. Przychodziła do mnie, gdy burza stawała się naprawdę głośna, ale niewiele pozostało w tym z owej paniki, którą okazywała wcześniej. W imię pełnej szczerości przyznam się, że w miarę jak stan Pippy się poprawiał, u mnie następowało warunkowanie w przeciwnym kierunku. Zaczęłam nie lubić burz, gdyż nawet przy tych najłagodniejszych musiałam czuwać na tyle długo, by móc po każdym grzmocie dać Pippy smakołyka. A teraz, gdy Pippy już nie ma, zdaje się, że znów będę musiała rozpocząć całą procedurę z Lassie. Ojejku, jejku. Pewnie za każdym razem, gdy daję smakołyka Lassie, powinnam sama poczęstować się kawałkiem pysznej czekolady!
Strach jest zaraźliwy
Byłoby poważnym zaniedbaniem, gdybym nie wspomniała o tej jednej rzeczy, która faktycznie może pogłębić lęki twojego psa. Tą rzeczą jest twój własny strach. Emocja strachu jest tak potężna, że bardzo łatwo się rozprzestrzenia. „Zarażenie emocjonalne” to pojęcie z dziedziny etologii stosowane w odniesieniu do rozprzestrzeniania się strachu w grupie na podobieństwo wirusowej epidemii. Takie rozprzestrzenianie się strachu jest częstym zjawiskiem wśród zwierząt społecznych. Jeśli chcesz, by twój pies bał się burzy, obcych ludzi czy innych psów, po prostu sam zacznij się bać. Jeśli boisz się burzy, jest całkiem możliwe, że twój pies to przejmie i sam stanie się bardziej nerwowy. Jednak jeśli się boisz (a któż z nas nigdy się nie boi?), nie martw się, nie wszystko jeszcze stracone. Możesz uspokoić atmosferę, koncentrując się na własnym ciele – spowalniając własny oddech i własne ruchy, przyjmując pewną siebie i zrelaksowaną postawę, mówiąc powoli i spokojnie (jeśli w ogóle). Takie działania mają tę dobrą stronę, że zmieniają zarówno twoje własne, jak i psie emocje. Im spokojniejszego udajesz, tym spokojniejszym faktycznie się poczujesz. Miałam to doskonale w pamięci ostatniej nocy, gdy łagodnie nawoływałam „Hej, burzowe smakołyki!” i karmiłam Lassie pysznościami z nocnej szafki. Miałam dużo więcej powodów, żeby się bać niż ona – ona nie wiedziała, że nasza suterena jest zalewana wodą, że wezbrana rzeka spływająca z gór może porwać naszą stodołę, i że drogi wokół nas są rozmywane deszczem. Wiedziała tylko, że każdy przetaczający się grzmot oznacza dla niej kawałek kurczaczka, a ja zachowuję się tak, jakby to wszystko była wspaniałą zabawą. Suczka dość szybko zasnęła, a ja jeszcze przez wiele godzin wierciłam się w łóżku. Chyba już najwyższy czas, by w szufladzie szafki nocnej znalazła się też czekolada. Jeśli moi przyjaciele stwierdzą, że od ostatniego spotkania sporo przybrałam na wadze, będą wiedzieli, że mamy za sobą burzliwe lato.
Klasyczne przeciwwarunkowanie to tylko jeden z wielu sposobów na to, jak możesz pomóc psu bojącemu się burzy. Niektóre z niżej wymienionych metod stosowałam z dobrym skutkiem albo jako jedyny sposób albo – w przypadku Pippy Tay – w połączeniu z innymi metodami. Metody te to: terapia feromonowa, kamizelka uciskowa, akupunktura, akupresura, zmiana diety, a w poważnych przypadkach także odpowiednie leki. Jeśli twój pies boi się burzy, dobrze byłoby skonsultować się z behawiorystą lub weterynarzem behawiorystą, aby wybrać metodę, która będzie najlepsza dla ciebie i twojego psa.
bibliografia
*Nancy Dreschel, DVM, & Douglas Granger, PhD. 2005. “Physiological and behavioral reactivity to stress in thunderstorm-phobic dogs and their caregivers,” Applied Animal Behaviour Science 95: 153-168.
**J.S.J. Odendaal & R.A. Meintjes. 2003. “Neurophysiological correlates of affiliative behavior between humans and dogs.” The Veterinary Journal 165: 296-301.
Nie pocieszam i nie głaszczę psów w czasie burzy, bo moje psy się burzy nie boją. I uważam, że glownie dlatego, że nie dałem im nigdy do zrozumienia (np tymże pocieszeniem) że to coś nienormalnego. Niestety sedno sprawy ginie gdzieś w bełkotliwej drugiej części artykułu, a to co głownie sie przebija to ze pocieszanie jest jednak ok. Bez zrozumienia głębszych mechanizmów to niebezpieczny wniosek. Niestety takie czasy, ważniejsze wrzucić kontrowersyjny nagłówek niż rzetelnie wyjaśnić. PS. Tekst “Nie obchodzi mnie, co mówią badania” w artykule powołującym się na inne badania aż razi w oczy.