+48 888 516 466
kontakt@alaodjazza.pl

Jak pies z psem

Created with Sketch.

Zamieszczam artykuł autorstwa Mai Dobrzyńskiej ze szkoły DogUp! Ponieważ w 100% zgadzam się z jego treścią, kopiuję za pozwoleniem autorki. Źródło oryginalnego artykułu: http://dogup.pl/2015/06/jak-pies-z-psem/

„Amik szuka nowego domu stałego, ponieważ nie dogadał się z pierwszym psem właścicieli…”

„Figo – szuka kochającego domu bez innych psów, ponieważ ich nie akceptuje…”

„Saba pilnie potrzebuje nowego domu tymczasowego, bo nie toleruje innych suk. Do psów przyjazna.”

Takie i podobne ogłoszenia adopcyjne w Internecie sprawiły, że postanowiłam napisać coś o relacjach psów w jednym domu. O tym temacie myślałam już wcześniej, gdy znajomi psiarze pytali nas, jak dogadują się nasze psy, czy nie gryzą się między sobą. Jesteśmy posiadaczami dwóch niekastrowanych samców owczarka belgijskiego malinois w wieku 6 lat i 1,5 roku oraz 8-letniego kastrowanego mieszańca średniej wielkości. Mieszkają z nami w bloku. Nie są to bynajmniej psy o charakterze goldena, kochającego cały świat. Maliniaki maja w sobie sporo wrodzonej agresji, kundelek też ma raczej konfliktowy charakter. Jednak wizja, że zwierzęta pod moim dachem miałyby ze sobą walczyć, jest dla mnie tak abstrakcyjna, że nawet trudno mi ją sobie wyobrazić. Nie mieści mi się w głowie sytuacja, że musiałabym np. zrezygnować z kupna szczeniaka (bądź przygarnięcia dorosłego psa), ponieważ konflikty między psami uniemożliwiałyby normalne funkcjonowanie domu. Jestem pewna, że w każdej chwili możemy wprowadzić pod nasz dach dowolnego psa i obędzie się bez rozlewu krwi.

Aby przybliżyć, jak powyższą sytuacje osiągnąć, opiszę, jak półtora roku temu wprowadzaliśmy do domu mojego młodszego psa, Falca. Myślę, że potencjalni właściciele nowego zwierzaka znajdą tu wskazówki dla siebie.

Pierwszą i najważniejsza rzeczą, o jakiej należy myśleć przed powiększeniem stada, jest stopień, w jakim kontrolujemy psy dotychczasowe. Wielu psiarzy pyta nas, czy powinni lub czy mogą nabyć kolejnego czworonoga, mimo że zgłosili się z problemami, jakie sprawia im pierwsze zwierzę. Niejednokrotnie liczą na to, że psie towarzystwo pomoże rezydentowi te problemy rozwiązać: że psiaki zajmą się sobą i będą dzięki temu bardziej zmęczone i spokojniejsze. Lub że obecność drugiego psa pomoże pierwszemu zaakceptować samotność. Albo, że szczeniaczek „rozrusza” starszego czworonożnego domownika. Zwykle prawda jest taka, że dwa psy to podwójny kłopot, i staramy się zachęcić ludzi do nauczenia pierwszego psa posłuszeństwa, zanim do domu zawita nowy lokator (szczególnie jeśli ma być to szczeniak).

Jeśli czujemy, że nie panujemy nad zachowaniem pierwszego psa, wprowadzając drugiego w dużej mierze zdajemy się na przypadek – ich relacja ułoży się albo nie. Lecz w naszym rozumieniu zdawanie się na losowy bieg wydarzeń jest kiepskim rozwiązaniem.

Przypadek wykluczyliśmy już przy pierwszym spotkaniu naszych psów z młodziutkim Falkiem. Po pierwsze, zadbaliśmy o to, by wszystkie psy były spokojne. Nadmiernie podniecenie to zawsze ryzyko kłopotów. Wesoły, zadowolony czy przyjazny to niekoniecznie podekscytowany. Nie puściliśmy też trzech psów „na hura” do mieszkania, by się ze sobą zapoznały. Nie chcieliśmy, żeby pierwszą wspólną skojarzoną emocją była ekscytacja, bo ta często generuje problemy w komunikacji i zazwyczaj właśnie ona powoduje późniejsze poważniejsze kłopoty. Psy poszły na wspólną przechadzkę na luźnych smyczach, gdzie Aiax i Soccer mogły obwąchać nowego domownika.

Prawdopodobnie dla wielu jest to zaskakujące, ale nie pozwoliliśmy psom od razu na zabawy ze sobą. W przypadku Soccera nie byłby to dobry pomysł, gdyż wyraźnie nie czuł się komfortowo w obecności szczenięcia. Gdybym pozwoliła małemu zaczepiać starszaka, ten najprawdopodobniej użyłby zębów, by go odpędzić, a nie jest to pies na tyle zrównoważony, by skorygować właściwie. Aiax przez swój lepszy charakter był bardziej godny zaufania, ale i z nim maluch nie bawił się przez pierwszy okres zbyt wiele. Zarówno na wspólnych spacerach jaki i w domu bardzo dużo pracowałam ze szczeniakiem na jedzenie i bawiłam się z nim w obecności Aiaxa. Niejedna osoba popukałaby się palcem w czoło – przecież tak wesoło szaleją, mały powinien cieszyć się dzieciństwem i jak najwięcej socjalizować z wujkiem Aiaxem. Owszem, ich relacja od początku była bez zastrzeżeń i świetnie obserwowało się statecznego samca bawiącego się z maleńkim szczeniakiem. Ale to nie zabawa z drugim psem jest najważniejsza lekcją dla szczenięcia i to nie ona zagwarantuje nam dobre relacje psów w przyszłości. Wielu uważa inaczej, ufając, że jeśli młody pies bawi się przyjaźnie z innym czworonogiem, to zapobiegnie to w przyszłości ewentualnej agresji. Otóż, niestety, nieprawda…

Najważniejszym skojarzeniem, jakie powinno się zrodzić w głowie nowego psa (dotychczasowego zresztą też) jest to, że najfajniej, najweselej i najciekawiej jest z CZŁOWIEKIEM, z przewodnikiem, nie zaś z drugim psem. Zwierzę w naturalny sposób będzie szukało towarzystwa innego zwierzęcia, natomiast więź psa i jego właściciela to zawsze efekt celowej pracy ze strony tego drugiego. Jeśli młody pies większość czasu będzie spędzał u boku psiego przyjaciela (bo przecież tak uroczo razem wyglądają!), to od niego będzie się uczył, jego naśladował, jego emocje przejmował, jego pokocha najmocniej. Gdy człowiek w kontaktach z psami ograniczy się do podania miski, okazyjnego poklepania po grzbiecie, podania zabawek, zabrania na spacer, gdzie psy tylko się ze sobą szaleją – kłopoty gotowe. Kiedy pies podrośnie, trudno będzie uzyskać od nowego choćby podstawowe posłuszeństwo. Młodziak nauczy się „słuchać” swojego czworonożnego kumpla, zaś właściciel będzie mu się jawić jako całkiem sympatyczny, ale dość nieciekawy dodatek do wspólnego życia. Dlatego też ja dążyłam do tego, aby szczeniak w pierwszej kolejności to mnie uznał za fajnego towarzysza – dużo karmiłam małego z ręki, ucząc skupienia w obecności pozostałych psów, bawiłam się z nim piłeczkami i gryzakami, tarzałam się z nim na podłodze w uwielbianych przez niego zapasach… Przez pierwszych kilka miesięcy na większość spacerów Falco chodził osobno, tylko z człowiekiem, by łatwiej nauczył się podstawowych zasad zachowania, potrzebnych potem na spacerach łączonych: np. chodzenia na luźnej smyczy i przywołania.

W domu szczeniak też nie mógł bawić się z pozostałymi psami tyle, ile chciał, bo prawdopodobnie początkowo chciałby to robić cały czas. Soccer, z którym pierwsze przyjazne emocje zaczęły się pojawiać, gdy Falco skończył dobrych kilka miesięcy, czas w domu spędza głównie leżąc na swoim posłaniu. Jestem pewna, że gdyby Falco mógł zaczepiać go na jego legowisku, skończyłoby się to obrażeniami u szczeniaka. Musiałam zapobiec konfliktom – ogrodziłam miejsce Soccera tak, że szczeniak nie mógł się tam fizycznie dostać. Soccer miał spokój, a szczenię nie poznało w ogóle opcji zaczepiania go na posłaniu – do dziś kiedy Soccer leży u siebie, Falco go całkowicie ignoruje (choć dziś już bardzo się lubią).

Aiax, jako pies zrównoważony, mógł mieć większy kontakt z małym. Potrafił go wiele nauczyć, więc ich wspólne zabawy były stałym elementem dnia. Ale ponownie – nie mogły zawsze bawić się wtedy, kiedy chciały, tyle, ile chciały, i jak chciały. Staraliśmy się nie dopuszczać małego do Aiaxa, gdy ten spał lub odpoczywał, choć akurat Aiax potrafił przegonić malca wyważoną korektą. Przerywałam często zabawę psów w momencie, kiedy ekscytacja wchodziła na wysokie poziomy. Po pierwsze dlatego, żeby mały znał opcję odwołania się od Aiaxa (czekała go za to oczywiście nagroda). Po drugie dlatego, że nie chciałam nauczyć psów zabawy w bieganie po mieszkaniu w dzikich wyścigach z lataniem po ścianach włącznie. A po trzecie – bardzo wysokie emocje często generują w przyszłości konflikty. Również u ludzi, np. u chłopców w wieku szkolnym (choć nie tylko…), cienka bywa granica miedzy świetną zabawą na wysokich obrotach, a prawdziwa bijatyką i sprzeczką…

Generalnie – dużo uczyłam szczeniaka przełączania się na mnie z kontaktu z drugim psem, również w wysokich emocjach.

Po co przeszkadzałam im w zabawie? – zapyta ktoś. Bo jeśli człowiek nie jest w stanie kontrolować emocji i zachowania psów podczas zabawy (np. przerwać jej w dowolnym momencie lub zakazać psom w ogóle w danej chwili), to najpewniej nie uda mu się to wtedy, gdy pojawi się konflikt i agresja.

A szczenięta szybko rosną. Szczeniak w kontaktach z dorosłym psem będzie raczej uległy, zaś dorosłe zwierzę zwykle traktuje malucha pobłażliwie. Ale potem nadchodzi okres dojrzewania – najpierw fizycznego, potem psychicznego – i sprawy nie wyglądają często już tak różowo, szczególnie u psów o twardszym charakterze. Z dzikich harców w zabawie rodzą się czasem dzikie walki, na które człowiek nijak wpłynąć nie może, bo nie nauczył psów zwracania uwagi na siebie, gdy te są razem.

Nauka skupienia na człowieku to jedno, prawidłowe emocje w zabawie drugie, ale równie ważne jest takie organizowanie psom życia i przestrzeni, by nie generować między nimi konfliktów. Po co rozdzielać walczące psy, skoro można tym walkom zapobiec?

Nasze psy z oczywistych powodów nie mają w domu pełnych jedzenia misek, o które mogłyby się pokłócić, ale dla pewności nie zostawiamy im też misek pustych. Zabieramy je i chowamy po posiłku. Miska stojąca w określonym kącie mogłaby zachęcić psa do odpędzania innych od tego Bardzo Ważnego Miejsca. Od początku psy karmione był niedaleko od siebie, ale pod pełnym nadzorem, by żadne głupoty (typu odbieranie jedzenia słabszemu czy latanie od miski do miski) nie przyszły im do głowy. Jeśli szczenię dostawało kości czy jadalny gryzaki (Falco zużywał tego sporo), to tylko w swojej klatce, by inne psy nie interesowały się tym zanadto, ale żeby i on nie latał z łupem po mieszkaniu, kusząc los.
Od samego początku Falco był bardzo zaborczym psem, zarówno wobec jedzenia, jak i wobec przedmiotów. Bardzo szybko (w wieku trzech miesięcy na pewno) nauczyłby się bronić swojej zdobyczy zębami i krew polałaby się z pewnością. Dlatego w domu żadne zabawki nigdy nie były i nie są dostępne dla psów. Jedyny wyjątek to kong, który Falco dostawał i dostaje czasem jeszcze do klatki. W naszym mieszkaniu psy po prostu nie miały o co walczyć i nie nauczyły się, że tak można. Na spacerach nie rzucaliśmy im nigdy wspólnej zabawki (choć wiele psów potrafi się tak bawić), tak na wszelki wypadek. Każdy bawi się ze swoim przewodnikiem i swoją piłką.

Kiedy psy musiały zostać same w domu ze szczeniakiem, zawsze zostawały osobno. Klatka, drugi pokój – da się to świetnie zorganizować. Tak zostało do tej pory – psy są rozdzielane. Nie wiem, czy mogłoby dojść do konfliktu podczas naszej nieobecności, ale wolimy się o tym nie przekonywać. Kiedy psy są razem, to zawsze pod naszą kontrolą. I ta kontrola wystarcza, by natychmiast uciąć jednym słowem każdą sprzeczkę (bo oczywiście zdarza się, że jeden nadepnie drugiemu na odcisk i błysną zęby). Z takimi psami jak maliniaki nie byłoby to łatwe, gdyby nie takie prowadzenie, jak opisałam powyżej.
To nie psy powinny ustalać sobie między sobą hierarchię czy relację, jak to się często słyszy. O relację powinien zadbać człowiek – w pierwszej kolejności o tę między sobą i każdym psem z osobna. Dopiero wtedy, gdy właściciel będzie dla psów najważniejszy, bezpiecznie można pozwolić psom na dogadywanie między sobą szczegółów ich domowego współżycia. Inaczej – zostawiamy sprawy przypadkowi… i psy albo się dogadają, albo nie… A potem:

„Atos szuka domu, bo nie toleruje go drugi pies…”